Wiadomości
parafiazabnica.pl
Czy wolno nam jeszcze myśleć sercem, gdy współczesna cywilizacja coraz częściej snuje wizje zastąpienia go elektroniką. I nie chodzi o techniczne uwarunkowania jak daleko człowiek może się posunąć w trosce o przedłużenie swojej witalności, ale czy wolno mu to robić za wszelką cenę. Bo jeżeli tak, to za magicznym słowem „postęp” kryje się znowu szatańskie oszustwo.
Nie „postęp”, a „podstęp”, który sprawdzony w raju znowu ma nas doprowadzić do śmierci. To w rajskim ogrodzie dał się człowiek oszukać, że można się przebóstwić przez nieposłuszeństwo Bogu, a śmierć jest tylko straszakiem Stwórcy zazdrosnego o władzę. Postęp w wydaniu szatańskim to sięganie po atrybuty Boga.
Skończyło się to doświadczeniem i doświadczaniem śmierci.
Alleluja
Dzisiaj znowu dla wielu ideologii Bóg i Jego prawa stanowią zamach na ludzką wolność, więc jedyną drogą rozwoju jest pozbycie się tego „złowrogiego balastu historii”. W takim przypadku trzeba zacząć od pozbycia się samej historii, bo to ona uczy, że człowieczeństwo zawsze ginęło, gdy próbowano je tworzyć bez Boga.
Dlaczego tylu ludzi uważa średniowiecze, które dało podstawy zachodniej cywilizacji, za symbol ciemnoty i zacofania, a ludobójcze systemy - od rewolucji francuskiej począwszy, na komunistycznym eksperymencie kończąc – traktuje jako kolejne osiągnięcia humanizmu?
Na własnej skórze doświadczamy jak ten „humanizm” cofa nas do myślenia przedchrześcijańskiego, gdzie godność człowieka była marzeniem niewielu filozofów, a posiadanie niewolnika było niemalże prawem natury.
Znakiem kolejnej apokalipsy jest przypisywanie sobie przez różne instytucje i osoby prawa decydowania o tym, jakim ludziom przysługują ludzkie prawa.
Kolejny szatański chichot z ewangelicznego nakazu służby bliźniemu, w którym człowiek jest potrzebny, gdy służy… jako narzędzie przyjemności - zapewniając rozrywkę; zdrowia - zapewniając elementy wymienne; wygody – zapewniając wszechstronną obsługę. Lecz, aby wrócić do czasów niewolnictwa, najpierw trzeba niewolić ducha i zwątpić w siłę miłości.
Żyjąc Ewangelią stworzyliśmy chrześcijańską cywilizację, wierząc Jezusowi, że „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciółswoich” (J 15, 13). Co tak naprawdę jest źródłem naszego szczęścia – miłość zdolna do największych poświęceń i ofiar, czy jak głoszą racjonaliści podpierając się teorią ewolucji – przetrwanie jak najdłużej, choćby kosztem bliźniego. W teorii ewolucji nie ma miejsca na bliźniego, przyjaciela, męża, żonę – jest walka o byt uwzgledniająca doraźne sojusze lub partnerstwo.
Miłość, wierność, uczciwość jest dyskredytowana i ośmieszana nie zostawiając miejsca na nadzieję.
Stąd trwałe małżeństwa stają się „pomnikami przyrody”, wolontariusze urastają do rangi bohaterów, a dobre wychowanie zaczyna być w cenie starożytnego herbu. Walczący z wiarą w zmartwychwstanie Chrystusa, walczą ze wszystkim co na nadziei w Zmartwychwstanie wyrosło, to znaczy wszystko czym żyjemy i co zwalczają wrogowie chrześcijańskiego postrzegania świata. To w powszechności odkupienia człowieka, które od Zesłania Ducha Świętego głosi Kościół, jest źródło dzisiejszego pojmowania godności człowieka. Z tej godności umiłowanego dziecka Bożego wynikają wszystkie współczesne prawa człowieka utrwalone i gwarantowane przez międzynarodowe umowy. To w środowisku chrześcijańskim rodzina zaczęła być postrzegana jako główne miejsce realizacji najważniejszych życiowych pragnień. Chrześcijaństwo nadało życiu rodzinnemu wagę, której wcześniej nie posiadało.
Życie rodzinne przestało być podporządkowane życiu państwa- miasta. Sakrament małżeństwa podniósł małżeństwo do rangi religijnej i nadprzyrodzonej. Ludzki związek stał się znakiem więzi Jezusa z Kościołem i nie mógł już podlegać dowolnym ludzkim manipulacjom.
Dzisiaj walcząc z tym sakramentem, rozwód jest przedstawiany jako przejaw wolności i wybawienia, tworzą się alternatywne pojęcia małżeństwa, rodziny, macierzyństwa i ojcostwa.
Współczesne zachodnie pojęcie prawa zostało ukształtowane przez postawy i założenia religijne, które znalazły wyraz najpierw w doktrynach kościelnych, w liturgii i rytuałach, a następnie w wartościach i instytucjach prawnych. Chrześcijaństwo ukształtowało ideę politycznej i społecznej odpowiedzialności, wypracowując służebny sposób sprawowania władzy, który swoje źródło ma w przykładzie i wezwaniu Chrystusa z ostatniej wieczerzy: „Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wy powinniście sobie nawzajem umywać nogi” (J 13, 14).
Cywilizacja chrześcijańska, stworzyła podstawowe zasady nowoczesnej gospodarki. To w średniowieczu uświadomiono sobie, że ceny powinny być ustalane przez podaż i popyt, a nie przez prawo czy obyczaj. Chrześcijański duch miłosierdzia i wzajemnej miłości zadziwiał i imponował poganom, tak, że sami prosili o chrzest. Dzisiejsze szpitale niejednokrotnie sięgają czasów średniowiecza.
Chrześcijańska doktryna równości wszystkich ludzi jest podstawą wszystkich współczesnych praw człowieka.
Tutaj również ma źródło współczesna wolność człowieka jako jednostki. Dzisiejsza wiara w możliwości nauki jest pochodną średniowiecznej teologii, która zakładała celowość i rozumność stworzenia, umożliwiające racjonalne traktowanie świata i jego zjawisk. To przy kościołach jest początek szkolnictwa, a w ferworze XIII i XIV- wiecznych dyskusji o kształt dogmatów religijnych tworzyły się zręby naukowych metod i uniwersytetów.
Istotą zła jest żerowanie na dobru. Samoistnie, bez możliwości niszczenia zło jest bezsilne. Wystarczy przypatrzeć się zwalczającym i niszczącym u nas chrześcijaństwo – co proponują w zamian?
Zostaje krzyż bez Chrystusa, bez Zmartwychwstania, a człowiek bez serca. Już Norwid widział bezsilność i złudę tak rozumianego postępu: Mówią , że postęp nas bogaci co wiek; - Bardzo mi to jest miło i przyjemnie - Niestety! co dnia mniej cieszę się ze mnie, Śmiertelny człowiek!
Cywilizacji dwie widzę ustawnie: Jedna, chce wszystko odkrywać na serio, Druga, chce wszystko pokrywać zabawnie, Świetną liberią!...
Patrząc na wirujące barwami propozycje wolności jak reklamowe „chwilówki”, sprawdźmy czy to wszystko „na serio” czy tylko chodzi o atrakcyjne przykrycie kolejnego nadchodzącego dramatu ludzkości. Można jeszcze raz ukrzyżować w sobie Pana Jezusa, ale co potem? Nie można myśląc sercem nie zacytować św. Jan Pawła II, który odpowiedział na to pytanie podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi.
Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 18-20). Wielka tajemnica dziejów ludzkości, dziejów każdego człowieka, wyrażona jest w tych słowach. Człowiek bowiem każdy idzie przed siebie. Podąża ku przyszłości. I narody idą przed siebie.
I ludzkość cała. Iść przed siebie — to znaczy nie tylko ulegać wymogom czasu, pozostawiając stale za sobą przeszłość: dzień wczorajszy, rok, lata, stulecia... Iść przed siebie to znaczy mieć świadomość celu.
Czy człowiek i ludzkość w swojej wędrówce przez tę ziemię tylko przechodzi i mija — i wszystkim dla człowieka jest to, co tu na tej ziemi zbuduje, wywalczy, zazna? Czy niezależnie od wszystkich osiągnięć, od całego kształtu życia: kultury, cywilizacji, techniki — nic go innego nie oczekuje? „Przemija postać świata” (1 Kor 7, 31) — i człowiek wraz z nią przemija bez reszty...?
Czy też: tajemnicę dziejów człowieka, każdego i wszystkich, tajemnicę dziejów ludzkości wyrażają i wyznaczają te słowa, jakie powiedział Chrystus w momencie rozstania z apostołami — chrzest w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego — chrzest, czyli zanurzenie w żywym Bogu, w Tym, Który Jest (jak głosi Księga Wyjścia) — w Tym, „Który jest, i Który był, i Który przychodzi” (jak głosi Księga Apokalipsy 1, 4). Chrzest, czyli początek spotkania, obcowania, zjednoczenia, do którego całe życie doczesne jest tylko wstępem i wprowadzeniem, a spełnienie i pełnia należy do wieczności.
„Przemija postać świata” — więc musimy znaleźć się „w świecie Boga”, ażeby dosięgnąć celu, dojść do pełni życia i powołania człowieka.
Chrystus ukazał tę drogę. A żegnając się z apostołami, potwierdził ją raz jeszcze. I polecił, ażeby oni i cały Kościół uczyli zachowywać wszystko, co im przykazał: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata”.
Zawsze z największym wzruszeniem słuchamy tych słów, w których zmartwychwstały Odkupiciel rysuje kontur dziejów ludzkości i zarazem dziejów każdego człowieka. Kiedy mówi: „Nauczajcie wszystkie narody”, staje nam przed oczyma duszy ten moment, gdy Ewangelia dotarła do naszego narodu u samych początków jego historii — i kiedy pierwsi Polacy otrzymali chrzest w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Kontur duchowych dziejów Ojczyzny został zarysowany w obrębie tych samych słów Chrystusa wypowiedzianych do apostołów. Kontur duchowy dziejów każdego z nas został również w ten sposób jakoś zarysowany.
Cały ten historyczny proces świadomości i wyborów człowieka — jakże bardzo związany jest z żywą tradycją jego własnego narodu, w której poprzez całe pokolenia odzywają się żywym echem słowa Chrystusa, świadectwo Ewangelii, kultura chrześcijańska, obyczaj zrodzony z wiary, nadziei i miłości. Człowiek wybiera świadomie, z wewnętrzną wolnością — tu tradycja nie stanowi ograniczenia: jest skarbcem, jest duchowym zasobem, jest wielkim wspólnym dobrem, które potwierdza się każdym wyborem, każdym szlachetnym czynem, każdym autentycznie po chrześcijańsku przeżytym życiem.
CZY MOŻNA ODEPCHNĄĆ TO WSZYSTKO?
CZY MOŻNA POWIEDZIEĆ „NIE”? CZY MOŻNA ODRZUCIĆ CHRYSTUSA I WSZYSTKO TO, CO ON WNIÓSŁ W DZIEJE CZŁOWIEKA?
Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale — pytanie zasadnicze: czy wolno?
I w imię czego „wolno”? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć „nie” temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło.
Kiedyś Chrystus zapytał apostołów po zapowiedzi ustanowienia Eucharystii, gdy różni odsuwali się od Niego: „Czyż i wy chcecie odejść?” (J 6, 67).
Pozwólcie, że następca Piotra powtórzy dzisiaj wobec was wszystkich tu zgromadzonych — i wobec całych naszych dziejów i całej współczesności... że powtórzy dziś słowa Piotra — słowa, które wówczas były jego odpowiedzią na pytanie Chrystusa: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6, 68).
Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów.
Musicie być mocni mocą nadziei, która przynosi pełną radość życia i nie dozwala zasmucać Ducha Świętego!
[…] Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry, mocą tej wiary, nadziei i miłości świadomej, dojrzałej, odpowiedzialnej, która pomaga nam podejmować ów wielki dialog z człowiekiem i światem na naszym etapie dziejów — dialog z człowiekiem i światem, zakorzeniony w dialogu z Bogiem samym: z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym — dialog zbawienia.
[…] Trzeba pracować na rzecz pokoju i pojednania pomiędzy ludźmi i narodami całej ziemi. Trzeba szukać zbliżeń. Trzeba otwierać granice. Gdy jesteśmy mocni Duchem Boga, jesteśmy także mocni wiarą w człowieka — wiarą, nadzieją i miłością: są one nierozerwalne i jesteśmy gotowi świadczyć sprawie człowieka wobec każdego, któremu ta sprawa prawdziwie leży na sercu.
Dla którego ta sprawa jest święta. Który pragnie jej służyć wedle najlepszej woli. Więc nie trzeba się lękać!
Trzeba otworzyć granice. Pamiętajcie, że nie ma imperializmu Kościoła. Jest tylko służba. Jest tylko śmierć Chrystusa na Kalwarii. Jest tylko działanie Ducha Świętego jako owoc tej śmierci, który trwa z nami wszystkimi, trwa z ludzkością całą „aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).
I dlatego proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię „Polska”, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością — taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, — abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, — abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy.
Proszę was: — abyście mieli ufność nawet wbrew każdej swojej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało, — abyście od Niego nigdy nie odstąpili, — abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On „wyzwala” człowieka, — abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest „największa”, która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu.
Andrzej Dżoń